PROSTA HISTORIA
Każda historia ma jakiś początek i jakiś swój koniec. Każda – jak mawiał Hitchcock– powinna rozpocząć się od
trzęsienia ziemi, potem zaś napięcie ma stale rosnąć. Ta rozpoczęła się trzydzieści lat temu. Czy będzie interesująca? Czy czytelnik dobrnie do ostatniej strony, a widz nie wyjdzie w połowie seansu? To się okaże. Zacznijmy ją więc od napisów początkowych…
Ekspozycja
Rok 1991. Zespół Szkół Budowlanych im. Wojska Polskiego, ul. 22 Lipca, Legnica.
Tak, to nie pomyłka, bowiem początki V Liceum Ogólnokształcącego sięgają właśnie tego miejsca. Budynek przy ul. Senatorskiej przechodził wówczas gruntowny remont i dopiero szykował się do przyjęcia uczniów w swoje mury. A pierwszoklasistów należało przez ten rok gdzieś przetrzymać. Wybór padł na „budowlankę”, której wówczas byłem uczniem. I chyba dobrze się stało, bo za sprawa prof. Bogumiły Słomczyńskiej, przez dłuższy czas obie szkoły koegzystowały ze sobą z obopólną korzyścią.
Pani Słomczyńska prowadziła Klub Teatralny 1212, który skupiał młodzież obu szkół. Wspólnie bawiliśmy się w teatr, przygotowując spektakle i występując na strychu V LO. To miejsce zresztą powróci jeszcze w tej historii za kilka lat.
Zawiązanie akcji
Na kolejne spotkanie z piątką czekać musiałem kilka lat. Szkoła średnia skończyła się, drogi absolwentów rozeszły. Był rok 1995. Niektórzy poszli w „biznesy”, inni kształcili się dalej. We mnie pozostała miłość do filmu i teatru, którą postanowiłem kontynuować. Dlatego w progi liceum ponownie zawitałem dopiero przy okazji pisania pracy magisterskiej. To była praca badawcza – badałem nauczycieli, a w zasadzie ich aktywność kulturalną. Przedmiotem (a ściślej podmiotem) moich zainteresowań było także grono pedagogiczne V LO.
Był rok 2000. Wówczas rozmawiałem z Panią Marią Rojewską, wicedyrektorem szkoły. Także moją byłą nauczycielką ze szkoły podstawowej. I to wtedy pojawił się plan utworzenia klasy medialnej i mojego dołączenia do piątki. Tym razem już jako nauczyciel. I tak to we wrześniu 2002 roku, dokładnie w dziesięciolecie istnienia szkoły – wkroczyłem na nową drogą. W budynku przy ul. Senatorskiej 32.
Pierwszy zwrot akcji
Klasa medialna to moje „dziecko”. Tak ją przynajmniej odbieram. Napisałem program, który uznany został za jeden z najciekawszych projektów artystyczno-edukacyjnych w ogólnopolskim przeglądzie „CO NOWEGO?”.
Początki nie były łatwe. Praktycznie startowaliśmy od zera, bez żadnego wyposażenia. Ale - trawestując klasyka – „ja nie ma nic, ty nie masz nic, on nie ma nic…” postanowiliśmy stworzyć COŚ. Na początek musiała wystarczyć stara kamera VHS (sic!). To jeszcze nie te czasy, gdy każdy ma aparat, kamerę, dyktafon w jednym smartfonie. A jednak się udało… Z czasem sprzętu przybywało: pojawiła się kamera cyfrowa, druga, trzecia, aparaty, nawet oświetlenie sceniczne.
W ciągu 17 lat, jakie spędziłem w V Liceum, pod moim kierunkiem powstało 35 spektakli teatralnych, około 250 filmów krótkometrażowych, 500 scenariusz oraz tysiące zdjęć i artykułów prasowych. Jeździliśmy na festiwale filmowe…i je wygrywaliśmy, stając w szranki z bardziej doświadczonymi twórcami. Ustecki Festiwal Filmów Amatorskich. Sopot Film Festival. Festiwal Młodego Kina Skoffka, Festiwal Kina Amatorskiego i Niezależnego KAN. Nasze scenariusze filmów i spektakli potrafiły zgarnąć całe podium w Ogólnopolskim Przeglądzie „Nie tylko na scenę”.
Nie mieliśmy sprzętu, mieliśmy pasję, chęć tworzenia i dyrektora, który to rozumiał. Pan Edward Dobosz jest fizykiem, umysł ścisły, ale świetnie wyczuwał, co kręci młodzież, także tę humanistyczną. Może dlatego przez 15 lat pracy z nim nigdy nie wpadłem na pomysł, by z tego zrezygnować.
Drugi zwrot akcji
Przez te wszystkie lata w V LO przez moje ręce przewinęło się tysiące uczniów. Nie wszystkich pamiętam. Z wieloma kontakt utrzymuję do dziś. Przez te lata miałem cztery wychowawstwa, ale to pierwsze zapamiętam na zawsze.
To była wyjątkowa klasa. Już sam proces rekrutacji odbiegał od tych tradycyjnych. Prawie 250 chętnych! Dwa wielkie segregatory podań od tych, którzy chcieli uczyć się w medialnej. Zwykle liczba kandydatów oscylowało wokół stu. Stworzenie klasy medialnej okazało się pomysłem trafionym. W efekcie przyjęliśmy 36 osób, zwykle klasy liczyły 32. I z tą gromadką spędziłem lata 2003 – 2006.
To byli świetni ludzie. Ba, tacy są do dzisiaj. Choć niejednokrotnie potrafili przysłowiowo zaleźć za skórę.
To z nimi po raz pierwszy pojechałem na warsztaty filmowe. Trzy dni w plenerze, podczas których pisaliśmy scenariusze i kręciliśmy filmy. Z tą słynną kamerą Panasonic MS5. Powstały zaledwie trzy filmy, ale na ówczesne warunki to i tak było dużo.
To oni stworzyli pracownię medialną, jaką stało się pomieszczenie Sali nr 38 lub 39. W zależności od strony, którą wejdziemy. Wspólnie odkryliśmy piwniczne pomieszczenie kuchenne usytuowane za „Różową Salą”. Oni szukali sponsorów na farbę, grzejniki, remont. W końcu, to oni sami w wolną sobotę skuwali starą podłogę i jedną ze ścian. Bez nich tej Sali też by nie było.
Gdy odchodzili dostałem od nich świnię…skarbonkę świnię. Każdy z nich napisał do mnie krótki list, który wrzucił do środka. Z uwagą, że mogę to przeczytać dopiero za 15 lat. Myślicie, że zaczekałem? Tak, jestem cierpliwy. W 2021 roku świnia została otwarta a ja miałem okazję przeczytać tę korespondencję. Myślę, że sami autorzy już nie pamiętają, co takiego pisali. No to powspominajmy…
„Miało mnie tu nie być, ale to właśnie Pan w sekretariacie powiedział mi, że jestem w Pana klasie:) Myślałam, że będę tego żałować a jednak nie…”
„Profesorze, będę czasem wpadał na kawę i pożyczyć jakieś dobre filmy…”
„Dziękuję, że pomógł mi pan odnaleźć kolejną pasję życiową!!!”
„Cudnie się razem bawiliśmy, prawda? Nasze warsztaty i spektakle są niezapomnianymi przeżyciami!”
„Cieszę się, że odnalazłam w Panu nie tylko nauczyciela, ale przede wszystkim człowieka wielkiego serca.”
„Nie wiem z czego Pan mnie zapamięta, ale ja będę zawsze pamiętać Pana liczne T-shirty i tymbarki. Mam nadzieję, że spotkamy się jeszcze kiedyś wszyscy.”
Płaczecie już? Ewidentnie to pora na…
Rozwiązanie akcji
Tworząc filmy czy spektakle nigdy nie starałem się narzucać uczniom ich tematyki. Zawsze chciałem, by mówili o tym co ich dotyka, boli, wkurza, co chcieliby zmienić wokół siebie. Może dlatego przez lata udawało się tworzyć ciekawe, w pełni autorskie, realizacje. Zwłaszcza spektakle.
I tu pora wrócić do wspomnianego na początku strychu. Czechowowska strzelba musi w końcu wypalić. Niewielu go widziało. I pewnie niewielu jeszcze zobaczy. A miejsce jest niesamowite. Dlatego gdzieś w początkach swojej pracy jeden ze spektakli postanowiliśmy wystawić właśnie tam. O ile pamięć mnie nie myli były to „Zonki złośliwce”. Nie wiem, kto wymyślił ten tytuł, ja jedynie zaproponowałem dwa opowiadania Borisa Viana, jako punkt wyjścia do tej historii.
Jeszcze zaledwie dwa razy podsunąłem uczniom konkretny tekst do adaptacji. Raz był to „Kubuś i jego Pan” Milana Kundery, raz „Gwałtu, co się dzieje” Aleksandra Fredry. W obu przypadkach powstały świetne spektakle. Pełne pasji i energii młodych ludzi, którym się tak bardzo chciało.
Z tych młodych ludzi, którzy ukończyli V Liceum Ogólnokształcące, wielu związało się z mediami w taki czy inny sposób. To mnie cieszy. To, że moja pasja stała się pasją innych ludzi. Że potrafili wziąć z tego coś dla siebie i dziś sami są twórcami, których mogę podziwiać i z dumą na nich patrzeć. Michał Jaros, Janusz Dąbkiewicz, Przemek Corso, Michał Czerwonka, Kamila Ilnicka, Klaudia Kasperska, Kamil Brade, Karolina Kałakajło, Konrad Dąbkiewicz, Magda Kostyszyn, Karolina Kurczab, Wiktoria Wleklik, Marta Seredyńska…
Oni wszyscy (i wielu innych) kończyli klasę medialną V Liceum Ogólnokształcącego w Legnicy.
Zakończenie
Ja też zakończyłem swoją przygodę z piątym. W 2019 roku odszedłem ze szkoły. Na facebook’owym profilu napisałem wówczas: Po 17 latach porzuciłem moje dziecko. Jest już prawie pełnoletnie i powinno sobie poradzić.
Czy poradziło? Nie mnie to już oceniać. I choć ma już dwadzieścia lat, zawsze będę za nie trzymać kciuki. A ja? Może niczym filmowy Terminator powiem „I’ll be back”. I wrócę.
Tomasz Adamowski